Nigdy nie szalałam za rywalkami Barbie. Diany, Petry, Kariny ani Betty nie rozpalały mojej wyobraźni. Jak dobrze nie byłoby wykonane, czułam, ze brakuje im tego, co najważniejsze - urody. Był jeden wyjątek i była nim Fleur. Była to lalka tak od Barbie odmienna, tak innowacyjna w swoim podejściu do tego, czym ma być lalka przedstawiająca dorosłą kobietę, że nigdy nie spojrzałam na nią jak na substytut Barbie, jej brzydszą siostrę czy tańszą alternatywę.
Fleur jest moją drugą wielką miłością. Była jedyną poza Barbie lalką, która opanowała moje pragnienia, jedyną o której marzyłam po nocach i do której zdjęć w katalogach wzdychałam.
Wysyp wspomnień o Fleur wywołał u mnie wpis na blogu "Fleur Makes Your Dreams Come True!" pt. Dzieciństwo z Pewexu - wpis oraz zdjęcia Fleur Amazonki, która popatrzyła na mnie z ekranu komputera swoimi wielkimi, okrągłymi oczami.
Fleur Amazone, była moją drugą, ulubioną i najpiękniejszą Fleur jaką posiadałam. Oto i ona we własnej osobie:
Moja Amazonka stoi w kontrapoście, co dla 'zdrowej' Fleur jest niewykonalne. Przez złamany staw biodrowy, jej lewa noga lata luzem. Włosy załapały trochę filcu. Poza tym jest nieźle.
Po tym jak rzęsy mojej pierwszej Fleur spłynęły do zlewu, a włosy zmieniły się w babciny moher, zaczęłam marzyć o nowej lalce. Obiecałam sobie wtedy, że ten nowej lalki nie zniszczę. Ponieważ zawsze miałam dar wyłapywania tego, co szkodzi lalkom, a ponadto uważnie śledziłam losy Fleur moich koleżanek (te lalki po dwóch tygodniach zmieniały się w rupiecie) zrozumiałam, że Fleur jest delikatna i zniesie dużo mniej niż Barbie. Gdy ta nowa Fleur (a była nią właśnie Amazonka) zjawiła się u mnie, wiedziałam, że są rzeczy, których pod żadnym pozorem nie wolno: dotykać jej rzęs, moczyć lalki wodą, czesać jej włosów oraz (co było najbardziej karkołomne) dawać jej do zabawy moim koleżankom. Nawet dziś jestem z siebie dumna, że lalka zachowała się w tak dobrym stanie :). Całe szczęście, że nie wiedziałam jako dziecko, że aby zachować idealny stan Fleur, w zasadzie nie powinnam w ogóle dotykać jej włosów, bawić się nią i najlepiej nie wyjmować z pudełka. Niechybnie bym tego wszystkiego zaniechała ;D
Jestem pewna, że gdzieś tam w otchłaniach lalkowych szaf mam wszystkie oryginalne akcesoria: także szpicrutę i czapeczkę, których brakuje na zdjęciu. Nie mam tylko znaczka, który był w pudełku wraz z lalką i można było przypiąć go sobie do bluzki. Nosiłam go, nosiłam... aż zgubiłam.
Idąc po nią do Pewexu, marzyłam o innej Fleur: Tenisistce. Ale ponieważ Amazonka bardzo Tenisistkę przypominała (podobny, jeżeli nie ten sam kolor włosów), rychło uporałam się z żalem. Po przyjściu do domu i obejrzeniu zdjęć, które znajdowały się z tyłu pudełka, zapałałam nowym pożądaniem, tym razem do Fleur JazzBallet. Nie opuszczało mnie ono latami.
Nie zbieram Fleur. Nie skupuję jej miniaturowych, realistycznych mebelków ani prześlicznych, kolorowych ubranek. Kolekcjonowanie wszystkiego co wydał Mattel w latach 1977- 1987 oraz wybranych okazów z lat 1987 -1993, to zdecydowanie wystarczające wyzwanie dla przestrzeni życiowej i portfela. Ale mam takie marzenie: kiedyś nadarzy się okazja i zjawi się u mnie Tenisistka, albo JazzBallet, albo może ta przepiękna opalona lalka, która siedzi na leżaku na jednym z promocyjnych zdjęć? Chyba najlepsze byłaby jednak Tenisistka. Przyjdzie w swoim cudnym, zielonym pudełku, z którego tym razem nigdy jej nie wyjmę. Będę się na nią patrzeć i patrzeć godzinami podziwiając jej śliczną, sympatyczną buzię :)
![]() |
Fleur Tenisstar |