czwartek, 21 listopada 2013

Rzęsy mojej Fleur spłynęły do zlewu

Dzień w którym moja matka postanowiła wykąpać moją pierwszą Fleur (a była to Bermuda) był tragiczny. Wspomnienie widoku pięknych rzęs ześlizgujących się po lalkowej twarzy i znikających w odpływie zostanie już ze mną na zawsze.

Nigdy nie szalałam za rywalkami Barbie. Diany, Petry, Kariny ani Betty nie rozpalały mojej wyobraźni. Jak dobrze nie byłoby wykonane, czułam, ze brakuje im tego, co najważniejsze - urody. Był jeden wyjątek i była nim Fleur. Była to lalka tak od Barbie odmienna, tak innowacyjna w swoim podejściu do tego, czym ma być lalka przedstawiająca dorosłą kobietę, że nigdy nie spojrzałam na nią jak na substytut Barbie, jej brzydszą siostrę czy tańszą alternatywę.

Fleur jest moją drugą wielką miłością. Była jedyną poza Barbie lalką, która opanowała moje pragnienia, jedyną o której marzyłam po nocach i do której zdjęć w katalogach wzdychałam.

Wysyp wspomnień o Fleur wywołał u mnie wpis na blogu "Fleur Makes Your Dreams Come True!" pt. Dzieciństwo z Pewexu - wpis oraz zdjęcia Fleur Amazonki, która popatrzyła na mnie z ekranu komputera swoimi wielkimi, okrągłymi oczami.

Fleur Amazone, była moją drugą, ulubioną i najpiękniejszą Fleur jaką posiadałam. Oto i ona we własnej osobie:


Moja Amazonka stoi w kontrapoście, co dla 'zdrowej' Fleur jest niewykonalne. Przez złamany staw biodrowy, jej lewa noga lata luzem. Włosy załapały trochę filcu. Poza tym jest nieźle.

Po tym jak rzęsy mojej pierwszej Fleur spłynęły do zlewu, a włosy zmieniły się w babciny moher, zaczęłam marzyć o nowej lalce. Obiecałam sobie wtedy, że ten nowej lalki nie zniszczę. Ponieważ zawsze miałam dar wyłapywania tego, co szkodzi lalkom, a ponadto uważnie śledziłam losy Fleur moich koleżanek (te lalki po dwóch tygodniach zmieniały się w rupiecie) zrozumiałam, że Fleur jest delikatna i zniesie dużo mniej niż Barbie. Gdy ta nowa  Fleur (a była nią właśnie Amazonka) zjawiła się u mnie, wiedziałam, że są rzeczy, których pod żadnym pozorem nie wolno: dotykać jej rzęs, moczyć lalki wodą, czesać jej włosów oraz (co było najbardziej karkołomne) dawać jej do zabawy moim koleżankom. Nawet dziś jestem z siebie dumna, że lalka zachowała się w tak dobrym stanie :). Całe szczęście, że nie wiedziałam jako dziecko, że aby zachować idealny stan Fleur, w zasadzie nie powinnam w ogóle dotykać jej włosów, bawić się nią i najlepiej nie wyjmować z pudełka. Niechybnie bym tego wszystkiego zaniechała ;D

Jestem pewna, że gdzieś tam w otchłaniach lalkowych szaf mam wszystkie oryginalne akcesoria: także szpicrutę i czapeczkę, których brakuje na zdjęciu. Nie mam tylko znaczka, który był w pudełku wraz z lalką i  można było przypiąć go sobie do bluzki. Nosiłam go, nosiłam... aż zgubiłam. 



Idąc po nią do Pewexu, marzyłam o innej Fleur: Tenisistce. Ale ponieważ Amazonka bardzo Tenisistkę przypominała (podobny, jeżeli nie ten sam kolor włosów), rychło uporałam się z żalem.  Po przyjściu do domu i obejrzeniu zdjęć, które znajdowały się z tyłu pudełka, zapałałam nowym pożądaniem, tym razem do Fleur JazzBallet. Nie opuszczało mnie ono latami.

Nie zbieram Fleur. Nie skupuję jej miniaturowych, realistycznych mebelków ani  prześlicznych, kolorowych ubranek. Kolekcjonowanie wszystkiego co wydał Mattel w latach 1977- 1987 oraz wybranych okazów z lat 1987 -1993, to zdecydowanie wystarczające wyzwanie dla przestrzeni życiowej i portfela. Ale mam takie marzenie: kiedyś nadarzy się okazja i zjawi się u mnie Tenisistka, albo JazzBallet, albo może ta przepiękna opalona lalka, która siedzi na leżaku na jednym z promocyjnych zdjęć? Chyba najlepsze byłaby jednak Tenisistka. Przyjdzie w swoim cudnym, zielonym pudełku, z którego tym razem nigdy jej nie wyjmę. Będę się na nią patrzeć i patrzeć godzinami podziwiając jej śliczną, sympatyczną buzię :)

Fleur Tenisstar 

poniedziałek, 18 listopada 2013

Historia Zimnej Blondynki


Jako dziewczynka preferowałam lalki seksowne (albo raczej takie, które jako seksowne identyfikował mój przesiąknięty latami osiemdziesiątymi dziecięcy umysł).  Fascynowały mnie bohaterki w duchu Famme Fatale, kobiety zepsute i wyrafinowane, a gdy wchodziłam do Pewexu moją uwagę ściągały lalki wiodące życie rockendrolowe i zawadiackie, jeżdżące na nartach sportsmenki, huśtające się na lianach dzikuski albo jaskrawo wymalowane ladacznice. Barbie w kopiastych sukniach, w falbankach i kwiatach interesowały mnie marginalnie. Do delikatnych piękności pokroju  Dream Glow czy Peaches’n’Cream oraz innych królowych balu zapłonęłam miłością znacznie później. Właściwie była tylko jedna lalka z tych ‘wyjściowych’, która poruszała moją wyobraźnię : Magic Moves.

Nigdy nie widziałam Magic Moves na półce Pewexu. Nie  miała jej żadna z moich koleżanek. Niemniej uważałam Magic Moves za lalkę seksowną. Była to też lalka, o której marzyłam najmocniej. Moje wyobrażenie o niej wzięło się z małego zdjęcia w równie malutkim katalogu Mattela. Stała tam w błękitnej etoli i przeczesywała swoje hollywoodzkie loki. Nawet na tym małym obrazeczku dało się dojrzeć piękne, niebieskie cienie na jej powiekach, a potem dopowiedzieć powłóczyste rzęsy i zimne spojrzenie równie zimnej blondynki. 


Magic Moves Barbie - zdjęcie promocyjne

Lalkę kupiłam jako dorosła osoba. Nie będę pisała, że spełniłam po latach swoje marzenia, bo w moim odczuciu, kupowanie w wieku dorosłym tego, o czym marzyłam  w dzieciństwie, to tylko namiastka, odległe echo radości, której doznałabym gdyby lalka pojawiła się u mnie we właściwym czasie. Dość, że nie wiem czy czułam się kiedyś bardziej zawiedziona lalką niż w dniu, w którym Magic Moves do mnie przyjechała… 
 Wyjęta z pudełka Magic Moves wygląda tak:

Magic Moves 1985, Taiwan -  fryzura 'pudełkowej' lalki

Ta Magic Moves była śliczną, sympatyczną dziewczyną, ale nie miała na głowie nawet śladu loków obiecywanych na pudełku. Co gorsza,  nie miała też nic z Famme Fatale :D Jej okrągłe oczka zerkały na mnie wesoło, a  różowiutkie usta uśmiechały się dziewczęco. Lalka wróciła do pudełka, a ja do myśli, że wyobraźnia bywa jednak znacznie ciekawsza niż rzeczywistość.


I oto parę lat później, natknęłam się na jakże obiecujące zdjęcie. Było to zdjęcie Magic Moves, konkretnie, jej wersji z Filipin, określanej jako ‘low color version’. Nie wiem, czy ‘low’, czy jednak ‘high’, bo choć usta lalki były bardzo blade, a włosy bardzo jasne, to  powieki były dokładnie tak błękitne, jak te które sobie wyobrażałam ślęcząc nad mattelowskim katalogiem. Tak! To  była moja Magic Moves. Taka jak ją sobie wymarzyłam!  Góra po dwóch tygodniach lalka była już u mnie :D 

Magic Moves 1985, Filipiny - używana, czesana lalka

Porównanie Magic Moves z Filipin ( z lewej)  i Taiwanu (z prawej)
* lalka z Taiwanu w moich lokach 

Dziś moja wymarzona Zimna Blondynka  mieszka sobie u mnie w najlepsze i zapomina o swojej przeszłości :)



niedziela, 17 listopada 2013

Ulubiona


Masz ulubioną Barbie? –  to pytanie które zbieracze lalek często zadają sobie nawzajem, choć naprawdę rzadko sami potrafią na nie odpowiedzieć. Serca kolekcjonerów są namiętne, ale bywają też wyjątkowo zmienne. Ilekroć mam napisać, że jakaś lalka jest moją ulubioną, czuję, że powinnam opatrzyć to dopiskiem: moja ulubiona obecnie, w niedzielę, 17-tego listopada 2013, o godzinie 16:15.

Lubię blondynki. Tak, to ja, ten dziwny typ kolekcjonera, którego najbardziej nie fascynują wcale lalki niezwykłe i egzotyczne, rzadkie okazy ciemnowłosych i czarnoskórych koleżanek Barbie, ogniste rudzielce ani azjatyckie księżniczki, ale najzwyklejsze, nudne blondynki, których wszędzie pełno. Moja ulubiona Silkstone, to blondynka Dephine, ulubiona Fashion Royalty to Poésie Sans Couleur - jasnowłosa Vanessa, Dynamite Girl – Eltin z 2008 o włosach białych jak śnieg. Monsterka? Siwa Calssroom Frnakie sprzed dwóch lat. Nawet wśród My Scene moją ulubienicą była blondynka. A ulubiona Barbie?

Cóż… W pierwszej połowie latach 80-tych Barbie była jedna. Manifestowała się tylko pod różnymi postaciami. Miała wiele wcieleń, ale zawsze tą samą twarz. Czego by nie robiła, w co by się nie ubrała, była to zawsze ta sama osoba. Miała łagodną, naiwną twarz kogoś, kto nie skrzywdziłby muchy. Tę twarz zdobił uśmiech, ale w tym uśmiechu było coś niepewnego. Gdy bawiłam się Barbie, nigdy nie sprawiało mi problemu wyobrażenie sobie, że jest ona smutna, albo zła, albo zmartwiona, albo że płacze rzewnymi łzami. Myślę, że tajemnicą sukcesu jej uśmiechu (czy to, swoją drogą, nie jedyny raz, kiedy uśmiechnięta lalka zrobiła furorę?) było właśnie to, że był tak neutralny.

Patrząc na jakąkolwiek Barbie z tamtych lat  widzę wszystkie inne. Gdy mam przed oczami wiele - widzę jedną.  Nie umiałabym wybrać ulubionej lalki, a gdybym musiała zostawić sobie tylko jedną i rozstać z resztą,  myślę, że zatrzymałabym pierwszą z brzegu. Niemal każda Barbie ery Superstar, którą biorę do ręki, staje się na moment moją ulubioną.  

Ilustracyjny spis moich ulubienic z różnych lalkowych linii. Niedziela, 17-sty listopada, godzina 16:25 ;) Zdjęcia promocyjne.

2008 Wu Event: the Dynamite Girls - Eltin (platinum)

Monster High Classroom Frankie Stein

2005 Atelier collection: Vanessa Perrin Poésie Sans Couleur - FDQ exclusive


Silkstone Barbie Delphine 2000

czwartek, 14 listopada 2013

Dream Date PJ

Powiedziało się Barbie, trzeba powiedzieć i PJ :D

We wpisie o My First Barbie 1980 napisałam, że rok 1989 to pretendent do tytułu najmniej lubianego przeze mnie roku w historii Barbie lat 80- tych. Lata 1982 i 1983 startują w innej konkurencji - mojego ulubionego roku w całej Barbiowej historii, a może i ulubionego roku XX stulecia ;) Jakoś wtedy po raz pierwszy zobaczyłam Barbie. Lalka musiała zrobić na mnie naprawdę piorunujące wrażenie, bo choć byłam wtedy bardzo mała, dokładnie wszystko zapamiętałam: blond włosy, błękitne oczy, proste rączki, charakterystyczne dla lalek Fashion Play, a nawet palczaste stópki, o których przez kolejnych kilka lat wszystkim opowiadałam i byłam bardzo zawiedziona tym, że moja pierwsza Barbie, kupiona cztery lata później, nie miała takich. Ale wracając do mojego ulubionego roku... Czego to wtedy nie wypuszczono:  Crystal Barbie, Twirly Curls Barbie, Fabulous Fur Barbie, Sweet Rose PJ, Tracy Bride, Loving You Barbie, Irish DOTW... Długo by wymieniać. No i oczywiście  Dream Date PJ :)





Sporo kolekcjonerów, zapytanych o najładniejszą lalkę lat 80-tych, wybiera właśnie Dream Date PJ. Ja nie umiałabym wybrać ulubionej lalki, a gdybym musiała, to byłaby to jednak pewnie jakaś lalka z moldem Superstar. Ostatecznie to lalka z twarzą Superstar była moją pierwszą miłością :) Tak czy siak Dream Date PJ jest przepiękna. Przy czym, gdyby wszystkie egzemplarze tej lalki (jakimś cudem) uległy zniszczeniu i nie przetrwało ani jedno zdjęcie zrobione przez kolekcjonerów (jeszcze większym cudem) , a zachowało się tylko promocyjne zdjęcie widniejące z przodu pudełka, ktoś mógłby w przyszłości zachodzić w głowę, co wszyscy widzieli w tej lalce ;p

Dream Date PJ- zdjęcie promocyjne

 Zawsze zastanawiało mnie dlaczego lalka na obwolucie jest tak zupełnie niepodobna do tej w pudełku. Nigdy nie widziałam PJ choćby przypominającej tę z promocyjnego zdjęcia.




Ucieszyłam się, że Dream Date Barbie dotarła do mnie w opłakanym stanie i mogę ją bezkarnie przestylizować. Zaraz wyjaśnię dlaczego.

Kiedy ogląda się Dream Date w pudełku jest się przekonanym, że włosy lalki związane są gumką jak włosy wielu innych lalek. Tak nie jest.


Może nie bardzo widać to na zdjęciu, ale włosy ujęte są okrągłym, plastikowym zabezpieczeniem. Po latach trzymania pozycji narzucanej przez osłonkę, trzeba by wylać na te włosy sporo wrzątku, aby przestały wyglądać na zebrane w kucyk ;)



Dodatkowym bonusem osłonki jest to, że w pudełku nie starcza miejsca na samą lalki i w efekcie często widuje się PJ  z twarzami rozpłaszczonymi na szybce (tak jak moja), albo wręcz zgniecionymi (jeżeli na pudełku leżało kilka innych pudełek).

Damy z serii Dream Date ( i innych wydań z tą serią związanych)  były pakowane  w charakterystycznej 'Dream Datowej' pozie: z lewą ręką przy twarzy, prawą opartą na biodrze. Dotyczy to Frühlingszauber Barbie, 1983, Dream Date z konwentu w Seattle w 1989, a także lalek z giftsetu Barbie&Friends. Oto i poza:



Nie jestem w stanie zniszczyć pudełkowej fryzury, która mimo mankamentów jest dla mnie świętością. Dlatego PJ może tylko zazdrościć Barbie wizyty u fryzjera i dumnie obnosić swój kultowy kucyk ;) Może kiedyś trafi do mnie jakaś wymęczona Dream Date PJ, którą będę mogła uczesać jak mi się podoba :)





Dream Date Barbie




Ok, tak się z niej cieszę, że aż poświęcę jej wpis :D

Jakoś tak jest, że do pewnych lalek mam szczęście a do innych nie. Niektóre modele ciągną do mnie stadami, choć wcale ich nie szukam. Inne, nie aż tak znowu rzadkie, każą na siebie czekać latami. Tak było z Dream Date Barbie.

W mojej kolekcji od niedawna jest  Frühlingszauber Barbie i od wielu już lat Dream Date 30 Years Barbie  Anniversary. Mam nawet śliczną PJ z tej serii. Ale tej podstawowej, takiej 'po prostu Dream Date Barbie' kompletnie się do mnie nie spieszyło. Nie pamiętam już tych wszystkich przegranych aukcji, tych wszystkich aukcji przegapionych i tych wszystkich niebywałych okazji, które uciekły mi sprzed nosa...

No i wreszcie dwa dni temu przybyło do mnie w paczce takie coś. Piękna Dream Date wyprodukowana  w 1983 na Taiwanie.




Lalka obrabowana i przykurzona. Włosy w nieładzie, ale bez ubytków i... gorący klej w tych włosach. Ciężko opisać moją radość, gdy razem z nią w pudełku znalazłam oryginalną bluzeczkę z cekinami, buciki, a nawet oryginalną ulotkę od lalki! Spódniczki nie było, ale spódniczkę miałam już wcześniej. Jak to się pięknie wszystko złożyło!

Dziś po ciepłym kleju nie ma już ani śladu, a ja mam taką oto lalkę: :)